niedziela, 23 października 2011

Scouserski Instynkt: Fatum średniaka trwa

Liverpool po raz kolejny pokazał swą niemoc w meczu z typowym ligowym ‘średniakiem’. Tym razem The Reds zostali powstrzymani przez beniaminka – Norwich City. Ileż jeszcze meczów Czerwonych mnie czeka, zanim beniaminek czy inny ogórek typu Stoke lub Wigan zostanie zmieciony z powierzchni ziemi?

W ostatnim czasie zaczynam tracić już nerwy, oglądając kolejne spotkanie, w którym Liverpoolczycy są bezradni w ataku. Owszem, wiele akcji ofensywnych, dobrych dograń, wrzutek… brakuje jednak najważniejszego – wykończenia. Jak dobrze wiemy, po ostatnim okienku transferowym drużyna z Anfield ma naprawdę wiele możliwości na szpicy. Nie rozumiem, dlaczego Kenny nie daje szansy od pierwszej minuty dla Andy’ego Carrolla, ale ok, to nie o naszym numerze dziewięć ma być ten artykuł…

Wróćmy do sedna. Na Liverpoolu od wielu, wielu lat ciąży ‘fatum średniaka’. Co roku spotykamy się z tą samą historią, a mianowicie gubimy punkty z rywalami, którzy są teoretycznie klasę słabsi od nas. Tylko w czym leży problem? Czy jest to psychika zawodników? Uważam, że tak. Piłkarze wychodzą na boisko zbyt pewni siebie i to może ich gubić. Uważają, że jeśli tydzień wcześniej grają znakomity mecz z Manchesterem United, Evertonem czy Chelsea, to rywal pokroju Norwich nie może zrobić im nic złego… Wtedy dzieje się właśnie to co wczoraj, świetna gra z przodu, brak wykończenia akcji, jeden kluczowy błąd w obronie i dwa punkty stracone.

Właśnie na meczach z najsłabszymi rywalami buduje się potęgę… Popatrzmy tylko na Manchester United czy Chelsea, te kluby nie mają problemów ze średniakami i dzięki temu zdobywają kolejne mistrzostwa Anglii.

Liverpool od 22 lat powtarza, iż „to będzie już ten sezon! To teraz zdobędziemy mistrzostwo!”. Niestety, jeśli nadal będziemy w ten sposób grać ze średniakami, na zdobycie tytułu nie mamy co liczyć.

Mistrzostwo zdobywa się przecież w meczach ze średniakami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz